Mój 11 września


Poranek 11 września 2001 roku był ciepły i słoneczny. Tego dnia zdecydowałem się wziąć ze sobą aparat fotograficzny aby zrobić kilka zdjęć na Manhattanie. Podobnie jak każdego dnia wcześniej przepłynąłem promem na druga stronę rzeki Hudson i przybyłem w rejon World Trade Center. Stamtąd spokojnie szedłem w kierunku mojego biurowca. W chwili gdy znajdowałem się w bezpośrednim sąsiedztwie wież WTC usłyszałem eksplozję.

Nagle cały obszar wokół mnie pokryty został rozsypanymi kawałkami gruzu. Zauważyłem samochód, który miał uszkodzone dwa koła, a zszokowany kierowca ciągle próbował nim jechać. Inny samochód płonął. Gdy spojrzałem do góry zauważyłem dym z jednego z wieżowców WTC. Tak samo jak każdy w tej chwili myślałem, że to nieszczęśliwy wypadek małej awionetki. Natychmiast zacząłem robić zdjęcia aby udokumentować ten incydent. Biegałem z moim aparatem z miejsca na miejsce chcąc znaleźć jak najlepsze ujęcie. Po zrobieniu pierwszej serii zdjęć zatrzymałem się i zacząłem przyglądać się otoczeniu. Zorientowałem się, że ulice nie są pokryte tylko gruzem. Zauważyłem pojedyncze buty i inne rzeczy osobiste pasażerów samolotu, jak również fragmenty urządzeń pokładowych. Krwiste, małych rozmiarów szczątki ludzkie znajdowały się dosłownie wszędzie.

Stojąc na środku ulicy na wprost wejścia do World Trade Center numer 2 zacząłem uświadamiać sobie jak wielka wydarzyła się tu tragedia. W tym momencie usłyszałem odgłos zbliżającego się samolotu. Spojrzałem w górę. O nie! To niemożliwe! Wielki odrzutowiec był dosłownie ponad moją głową. Ułamek sekundy później samolot zniknął we wnętrzu drapacza chmur. Ja stałem samotnie u jego podstawy, pod wieżowcem, który był celem ataku terrorystycznego. Nie było gdzie się skryć. Było zbyt późno aby uciekać. Wszystko co mogłem w danej chwili zrobić to przykryć głowę własnymi rękoma i czekać na cud. Byłem zbyt przerażony aby patrzeć do góry. Kawałki budynku i szczątki samolotu spadały z impetem na ulicę wokół mnie. Gdy wielka, ognista eksplozja ucichła szybko opuściłem to miejsce.

Udałem się do pobliskiego budynku, który był miejscem mojej pracy. Znajdował się on na Broadway'u ok. 2 minuty pieszo od WTC. Wskoczyłem tam szybko do windy. Gdy znalazłem się w swoim biurze stwierdziłem, że jestem jedyną osobą za całym piętrze. Przypuszczalnie budynek został ewakuowany. Sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do domu. Byłem przekonany, że wszystko co najgorsze już się stało i że nie ma potrzeby wychodzić z mojego wieżowca. Moja żona Ewa oglądając na żywo wiadomości nalegała jednak abym jak najszybciej opuścił niebezpieczny obszar. Zgodziłem się. Gdy schodziłem po schodach w dół usłyszałem głuchą eksplozję. Mój budynek zadrżał jak podczas trzęsienia ziemi. Nie miałem pojęcia co się stało. Na parterze spotkałem grupę przerażonych ludzi, całych białych od pokrywającego ich popiołu. "Co się stało?" zapytałem. Nikt tak naprawdę nie był pewien. Ktoś powiedział mi, że to była eksplozja trzeciego samolotu, który uderzył w ziemię. W rzeczywistości była to chwila zawalenia się WTC wieży numer 2, ale ja o tym nie wiedziałem. Na zewnątrz było zupełnie ciemno od dymu i pyłu. Nie byłem w stanie zobaczyć World Trade Center. Wszystko pokryte było popiołem. Wyszedłem na ulicę lecz pośpiesznie powróciłem do budynku. Kurz i popiół wiszący w powietrzu uniemożliwiał oddychanie. Czekać, to wszystko co mogłem w danej chwili zrobić.

Po pewnym czasie pył opadł i niebo ukazało się ponownie. Wyszedłem na ulicę, która była jakby pokryta śniegiem. Przeszedłem nie więcej niż 100 m gdy usłyszałem silną eksplozję. Nie byłem pewien miejsca wybuchu. Szybko rozejrzałem się wokoło. Zobaczyłem wielką chmurę dymu, która zbliżała się do mnie. Tuż przed nią biegł mężczyzna. Ja również zacząłem biec. Chmura była jednak szybsza i niezwłocznie pochłonęła mnie. Byłem skłonny dać za wygraną, ale w jej wnętrzu nie sposób było oddychać. Jedyną szansą na przetrwanie była ucieczka. Starałem się biec szybciej i szybciej. Prawdopodobnie dym zwolnił i w końcu znalazłem się przed nim. Ujrzałem przed sobą machającego do mnie człowieka, który wskazywał miejsce schronienia. Wbiegłem do sklepu. Zamknięto za mną drzwi. Byłem cały pokryty popiołem jak i wszystko na zewnątrz po raz kolejny. Później dowiedziałem się, że była to chwila zawalenia się drugiej wieży.

Po wielu godzinach dotarłem wreszcie do domu. Okazało się wtedy, że za koszulą miałem kawałki szkła z okien WTC, którym obsypany zostałem gdy samolot wybuchał ponad moją głową.


Tekst: Maciej Swuliński



© 2001 Maciej Swuliński